Herkules
Aktywny uÂżytkown.
UÂżytkownik
 
Offline
Płeć: 
Wiadomości: 76
|
 |
« : Maj 07, 2008, 11:16:55 » |
|
Na jednym z forĂłw zacz¹³em kiedyÂś cykl anegdotek o zabawnych „gafach” jĂŞzykowych. NazwaÂłem to wtedy „WieÂża Babel”, myÂślĂŞ Âże zostanĂŞ przy starym tytule, bo jest juÂż znany a i pierwsza anegdotka „Nieznany dialekt” jest przypomnieniem z tamtego cyklu. W cyklu tym chcĂŞ opowiedzieĂŚ kilka anegdotek z mojego Âżycia na temat jĂŞzykowych „wpadek”, chĂŞtnie teÂż poczytam o przeÂżyciach lub historyjkach innych „forumowiczĂłw” w tym temacie. Dzisiaj pierwsza anegdotka pt: „Nieznany dialekt”.
Kiedy przed ok. Dwudziestoma latami kupiÂłem sobie w bawarskim Schweinfurcie Golfa, mĂłj kolega poleciÂł mi firmĂŞ ubezpieczeniowÂą HUK- Coburg, mĂłj niemiecki nie byÂł wtedy jeszcze doskonaÂły ale nieÂźle potrafiÂłem siĂŞ juÂż wtedy po niemiecku dogadaĂŚ, problem pojawiaÂł siĂŞ wtedy, gdy ktoÂś mĂłwiÂł jednym z wielu dialektĂłw. FrankoĂąski (fränkisch) jest tak trudny, Âże nawet Niemcy z sÂąsiednich landĂłw tylko z trudem potrafiÂą siĂŞ z Frankonami porozumieĂŚ. WchodzÂąc do biura HUK- Coburg marzyÂłem sobie w duchu aby byÂł tam ktoÂś, kto mĂłwi Hochdeutsch (niemieckim/ literackim). Los siĂŞ do mnie uÂśmiechn¹³, siedziaÂła tam niezwykle atrakcyjna mÂłoda kobieta, ktĂłra uÂśmiechajÂąc siĂŞ zaprosiÂła mnie do stolika, w 10 minut zaÂłatwiliÂśmy formalnoÂści, na zakoĂączenie daÂła mi kilka rad i maÂły breloczek w prezencie. Po miesiÂącu mĂłj dobry znajomy teÂż chciaÂł ubezpieczyĂŚ samochĂłd i poprosiÂł mnie Âżebym pomĂłgÂł mu jako tÂłumacz. PrzypomniaÂłem sobie jaka fajna „laska” tam siedzi i nie musiaÂł mnie juÂż drugi raz prosiĂŚ. Z uÂśmiechem „od ucha do ucha”, wprowadziÂłem kolegĂŞ do znanego juÂż biura i zacz¹³em siĂŞ rozglÂądaĂŚ za mojÂą „znajomÂą” agentkÂą, niestety byÂła na urlopie i przyj¹³ nas sam szef, niezwykle grzecznie zaprosiÂł nas do stolika, zaproponowaÂł po szklaneczce wody i przeszliÂśmy do sedna sprawy. Po kilku zdaniach spostrzegÂłem, Âże facet mĂłwi maÂło zrozumia³¹ dla mnie „gadkÂą”, powiedziaÂłem mu, Âże niestety nie znam tego dialektu, ktĂłrym siĂŞ posÂługuje i Âże jeÂśli moÂże, to mĂłgÂłby mĂłwiĂŚ Hochdeutsch (literackim), goœÌ zaczerwieniÂł siĂŞ jak burak, zacz¹³ nerwowo wycieraĂŚ pot z czoÂła i na nowo tÂłumaczyĂŚ o co mu chodzi, zrozumiaÂłem Âże proponuje koledze jak¹œ taryfĂŞ ulgowÂą ale potrzebuje jakieÂś dokumenty ale niestety nie potrafiÂłem zrozumieĂŚ o co mu chodzi. CzÂłowiek robiÂł siĂŞ coraz czerwieĂąszy, rĂŞce drÂżaÂły mu juÂż jak alkoholikowi, kiedy po raz kolejny prosiÂłem go aby nie mĂłwiÂł tym jego dialektem i przeszedÂł na Hochdeutsch ale niestety rozumiaÂłem coraz mniej. PrzypomniaÂłem sobie, Âże niedaleko mieszka pan Alojzy, stary znajomy, ktĂłry od dawna mieszkaÂł juÂż we Frankonii, zaproponowaÂłem krĂłtkÂą przerwĂŞ i wytÂłumaczyÂłem, Âże mam kogoÂś, kto juÂż dÂłuÂżej tutaj mieszka. DziwiÂło mnie bardzo, Âże goÂściu mnie potrafi zrozumieĂŚ a ja jego „ni w zÂąb” ale nie doszukiwaÂłem siĂŞ przyczyn, pobiegÂłem po pana Alojzego. Po kilkunastu minutach wrĂłciÂłem z moim znajomym, przecieraÂłem oczy, szpicowaÂłem uszy i nie wychodziÂłem z podziwu z jakÂą ÂłatwoÂściÂą Alojzy dyskutowaÂł sobie z szefem biura HUK- Coburg, dziwne wydawaÂło mi siĂŞ teÂż to, Âże doskonale rozumiaÂłem pana Alojzego ale Niemca tak jak wczeÂśniej co piÂąte sÂłowo, nie musiaÂłem juÂż, pan Alojzy dokoĂączyÂł sprawĂŞ w 10 minut. Po wyjÂściu zapytaÂłem go: „panie Alojzy, zrozumiaÂł pan ten jego dialekt w stu procentach, czy teÂż pan musiaÂł siĂŞ czegoÂś domyÂślaĂŚ”? Alojzy popatrzaÂł na nas z politowaniem, pokiwaÂł gÂłowÂą i uÂśmiechajÂąc siĂŞ powiedziaÂł swojÂą ÂślÂąskÂą gwarÂą sÂłowa, ktĂłre do dzisiaj brzmiÂą mi w uszach: „Jaki zaÂś tam dialekt, jaki dialekt? Gupole, przeca tyn chop sie jÂąkoÂł”.
Kurcze, jak to dobrze znaĂŚ jĂŞzyki
|
|
|
Zapisane
|
|
|
|
Herkules
Aktywny uÂżytkown.
UÂżytkownik
 
Offline
Płeć: 
Wiadomości: 76
|
 |
« Odpowiedz #1 : Maj 08, 2008, 11:59:43 » |
|
Dzisiaj kolejna anegdotka z cyklu "wieÂża Babel". AnegdotkĂŞ tĂŞ nazwaÂłem "Knedliczki i Brambory". ZachĂŞcam do opisywania podobnych "wpadek jĂŞzykowych". Z pewnoÂściÂą niejedno podobne zdarzenie juÂż ktoÂś, kiedyÂś przeÂżyÂł. Knedliczki i BramboryPod koniec lat osiemdziesiÂątych pracowaÂłem w CzechosÂłowacji. W trĂłjkÂącie miast: Most, Chomutov, Bilina montowaliÂśmy automatyczne taÂśmociÂągi do transportowania wĂŞgla brunatnego. CzĂŞsto wspominam tamte czasy, bo te 11 miesiĂŞcy, ktĂłre tam przepracowaÂłem byÂły naprawdĂŞ "owocnymi" miesiÂącami i to pod wieloma wzglĂŞdami. Z Czechami moÂżna wÂłaÂściwie bez znajomoÂści czeskiego dogadaĂŚ siĂŞ po polsku, "wÂłaÂściwie moÂżna", ale nie zawsze i nie do koĂąca, bo jest kilka s³ów w jĂŞzyku polskim, ktĂłre majÂą caÂłkowicie inne znaczenie jak w jĂŞzyku czeskim. W Czechach nie powinno siĂŞ uÂżywaĂŚ w miejscach publicznych s³ów "szczotka", bo to okreÂślenie owÂłosionej czĂŞÂści ciaÂła, ktĂłre kobiety kryjÂą w majteczkach i zamiast polskiego "szukaĂŚ" lepiej uÂżyĂŚ czeskiego "hledaĂŚ", bo szukaĂŚ to odpowiednik polskiego "ciupciania". MyÂślĂŞ, Âże jeÂśli ktoÂś powie te sÂłowa osobno, to go nikt w Czechach nie zlinczuje ani nie oskalpuje, ale nigdy nie zaryzykowaÂłbym w jakimÂś kiosku zdania: "Niech mi pan poszuka jakiejÂś szczoteczki do zĂŞbĂłw". WracajÂąc jednak do KnedliczkĂłw i BramborĂłw (ziemniaki), muszĂŞ przyznaĂŚ, Âże takiej iloÂści i tyle rodzajĂłw knedli nigdy jeszcze nie zjadÂłem i chyba juÂż nie zjem. Po pracy autobus przywoziÂł nas na rynek w Bilinie, zanim doszliÂśmy do "Ubytowni" (hotel), wchodziliÂśmy zazwyczaj do dosyĂŚ duÂżego sklepu, gdzie po lewej stronie byÂł dziaÂł ogĂłlnospoÂżywczy, w Âśrodku warzywniak a po prawej coÂś w rodzaju imbisu lub garmaÂżerki, gdzie moÂżna byÂło na stojÂąco przy bardzo wysokich stolikach coÂś zjeœÌ i wypiĂŚ piwko. To "coÂś zjeœÌ", to w zasadzie knedliczki w ró¿nych postaciach i z ró¿nymi dodatkami, Knedliczki z masÂłem i cukrem, knedliczki z dÂżemem, knedliczki z gulaszem, knedliczki z cukrem i cynamonem, knedliczki, knedliczki, knedliczki. Dla bigosoÂżernych i Âżurkosmakoszy, to naprawdĂŞ cios w Âżo³¹dek. Dlatego po pracy jedliÂśmy coÂś na szybko Âżeby nie umrzeĂŚ z gÂłodu, do tego piwko i do hotelu, prysznic, godzina drzemki i spacer do restauracji na nieÂźle zakrapianÂą obiadokolacjĂŞ. Nowi i ci bardzo oszczĂŞdni kupowali sobie coÂś "nieknedliczkowego" i gotowali w hotelu. Pewnego dnia, po 10-ciu a moÂże 11-tu godzinach pracy autobus jak zwykle przywiĂłzÂł nas na BiliĂąski rynek, i jak zwykle wiĂŞkszoœÌ z nas wstÂąpiÂła na knedliczki i piwko do sklepu na rynku, byÂł teÂż z nami Ecik, facet ze ÂślÂąska, ktĂłry niedawno dojechaÂł. Ecik jako nowicjusz nie jadÂł ani knedliczkĂłw ani nie chodziÂł do restauracji na obiadokolacje, Ecik gotowaÂł sobie sam i kiedy my jedliÂśmy juÂż knedliczki z garmaÂżerki popijajÂąc „Mostovarem 12” (piwo z mostowskiego browaru), Ecik staÂł w kolejce w warzywniaku chcÂąc kupiĂŚ ziemniaki. Kiedy juÂż odstaÂł swoje w kolejce zapytaÂł: SÂą brambory? (ziemniaki) Na to sprzedawczyni: „NĂŹ soĂš” (sÂłychaĂŚ jak „nej soÂł”). Ecik na to: Jak „niesÂą” to poczekam. WyszedÂł ze sklepu, zapaliÂł klubowego, pochodziÂł po rynku i po kilku minutach wrĂłciÂł. Znowu odczekaÂł swoje i znowu zapytaÂł: SÂą juÂż te brambory”? Teraz sprzedawczyni popatrzaÂła na niego jak na intruza i z nieco podniesionym gÂłosem odpowiedziaÂła: „ Tak ja Wam øikala, co NĂŹ soĂš” (powiedziaÂłam panu, Âże nie ma). Ecik bez dÂłuÂższego namysÂłu wypaliÂł na to: „To co q-wa, z Pragi je „niesÂą”? Sprzedawczyni sÂłyszÂąc „q-wa” aÂż podskoczyÂła, Ecik teÂż czuÂł siĂŞ „oszukany”, sytuacja stawaÂła siĂŞ napiĂŞta jak skĂłra na baranich jÂądrach, wiedziaÂłem, Âże muszĂŞ wkroczyĂŚ pomiĂŞdzy obie strony, na szczĂŞÂście nie byÂłem sam, ktĂłry zrozumiaÂł, Âże czeskie „NĂŹ soĂš” (nie ma), brzmi prawie identycznie jak ÂślÂąskie „niesÂą” (niosÂą) i Ecik myÂślaÂł, Âże mu brambory doniosÂą. Sprzedawczyni po kilku minutach zrozumiaÂła ró¿nicĂŞ, zaprosiÂłem jÂą na obiadokolacjĂŞ, Âżeby nieco dokÂładniej wytÂłumaczyĂŚ „ró¿nice jĂŞzykowe”, obiecaÂła mi, Âże Polakom bĂŞdzie juÂż zawsze odpowiadaĂŚ, „bramborĂłw nie ma”. No bo kurcze dobrze znaĂŚ jĂŞzyki. 
|
|
|
Zapisane
|
|
|
|
Herkules
Aktywny uÂżytkown.
UÂżytkownik
 
Offline
Płeć: 
Wiadomości: 76
|
 |
« Odpowiedz #2 : Maj 09, 2008, 12:07:49 » |
|
Dzisiaj nieco inny jêzyk. Sam nie wiedzia³em co to "dablu- dablu". Ty wiesz? Nie? To poczytaj. Dablu- Dablu.Stephan, to mój s¹siad z za œciany, dla wszystkich znajomych to po prostu Stiopa. Stiopa, bo urodzi³ siê w okolicach Karagandy/ Kazachstan. Czasami gadulimy o Kazachstanie, czasami o Polsce, strajkach, powstaniu Solidarnoœci i o obaleniu komunizmu, ale obojêtnie o czym dyskutujemy, rozmowa i tak koùczy siê sprzeczk¹ a w³aœciwie sporem o to co lepsze, polska "wóda" czy ruska "goria³ka". Stiopa du¿o rozumie po polsku, bo mieszka³ w osadzie, gdzie by³o du¿o Polaków, byli to zes³aùcy lub ich potomkowie, zes³ani za czasów Stalina. Dziêki Stiopie, mój rosyjski "ocala³ od zapomnienia" a i Stiopa nieŸle poprawi³ przy mnie swój polski. Kiedyœ wracaj¹c z pracy, spotka³em Stephana przed domem, jak zwykle przywita³ mnie swoim pozdrowionkiem na rano, po³udnie i wieczór: "Nu, kak u Tjebia"? I nie czekaj¹c na odpowiedŸ, zadawa³ jak to zwykle robi³ nast¹pne pytanie: Wiesz co to po polsku "DABLU"? Widz¹c moje os³upienie, nadawa³ dalej: Mo¿liwe, ¿e to nie DABLU, tylko DABLU- DABLU albo tak jakoœ, to chyba jakieœ po¿egnanie. Moje szare komórki nie chcia³y ani siê rozjaœniÌ, ani te¿ bardziej poszarzeÌ, ma³o obchodzi³o mnie jego "dablu", myœla³em ju¿ o obiedzie i o ch³odnym piwku poobiednim. Stiopa, wybacz ale nie znam takiego s³owa, to chyba nie po polsku. Stephan pokrêci³ g³ow¹ i mrukn¹³: A ja myœla³em, ¿e ty znasz polski. G³upio mi by³o ale naprawdê nie mia³em pojêcia co mu odpowiedzieÌ, zapyta³em tylko, gdzie to s³ysza³, bo jakoœ mi to do jêzyka polskiego nie pasowa³o. Stiopa opowiedzia³ mi, ¿e s³ucha codziennie na "Deutsche Welle" godzinnego bloku informacyjnego po rosyjsku, przed t¹ audycj¹ jest godzinny blok po polsku. Stiopa nastawia radio ju¿ 10, 15 minut wczeœniej i dlatego zawsze s³yszy koùcówkê polskiej audycji. Poda³ mi czêstotliwoœÌ i czas nadawana, ju¿ po dwóch godzinach s³ucha³em polskojêzycznej audycji na "Deutsche Welle", z niecierpliwoœci¹ czeka³em koùca audycji, gdzie jak twierdzi³ Stiopa, polski speaker ¿egna³ tym tajemniczym "dablu". Ostatnia minuta audycji a tu nic, Stiopa coœ siê przes³ysza³, pomyœla³em i nagle moje bêbenki zareagowa³y, do uszu dochodzi³ g³os speakera: Wiêcej informacji podajemy na naszej stronie internetowej: Dablju dablju dablju kropka dojczewele slesz sekcjapolska kropka de e. ( www.deutschewelle/sekcjapolska.de). Rêce mi opad³y, nawet wtedy nie psioczy³em, ¿e takie "wciskanie" angielskiego w polskie s³ownictwo, to zaœmiecanie polszczyzny, wtedy myœla³em, jak ja wyt³umaczê Stiopie, ¿e to jego "Dablu" ma tyle wspólnego z polskim ile ja ze œwiêtym Ignacym. Kurcze, jak to dobrze jest znaÌ jêzyki 
|
|
|
Zapisane
|
|
|
|
@Âżmijka
Administrator
Ekspert
   
Offline
Płeć: 
Wiadomości: 1898
I get wings to fly... I'm alive ...
|
 |
« Odpowiedz #3 : Maj 09, 2008, 14:47:18 » |
|
 Niestety tak ciekawych doœwiadczeù nie mia³am jak Ty Herkulesie, jednak pozwolê sobie na skromne wspominki... Pracowa³am przez d³u¿szy okres czasu we W³oszech, przygotowuj¹c siê do wyjazdu, przede wszystkim po³o¿y³am znaczny nacisk na koniecznoœÌ w³adania chocia¿ w minimalnym stopniu tym jêzykiem. Nie mia³am na to wiele czasu, zaledwie dwa miesi¹ce do wyjazdu stanowi³y dla mnie spore wyzwanie. Mimo to z dnia na dzieù podnosi³am sobie poprzeczkê, poznawa³am coraz wiêcej nowych s³ów. Moje mieszkanie zosta³o szczelnie obklejone kolorowymi karteczkami, na których mia³am zapisane w³oskie nazwy danych przedmiotów. Podstawowymi programami telewizyjnymi w tym czasie, sta³y siê dla mnie: Rai Uno, oraz Rai Duo. Przekona³am siê, ¿e telewizja w trakcie nauki jêzyka, staje siê wyj¹tkowo przydatnym narzêdziem. Poznawa³am historiê, oraz tradycje tego kraju, ch³onê³am w³aœciwie wszystko, by teoretycznie byÌ przygotowan¹ do ¿ycie w nowym œrodowisku. Wreszcie nasta³ poranek, kiedy to ca³a moja rodzinka odprowadzi³a mnie do autobusu. Przez znaczn¹ czêœÌ podró¿y miejsce przy mnie by³o wolne, dopiero w Milano dosiad³ sie do mnie mê¿czyzna. W³aœciwie by³ moim ¿ywym wyobra¿eniem prawdziwego W³ocha, jego wrêcz kruczoczarne w³osy, œniada cera, apaszka finezyjnie spleciona na szyi, zapach dobrej wody toaletowej unosz¹cy siê w powietrzu, wszystko to przemawia³o za jednym - to W³och! Przywita³ mnie w jêzyku w³oskim, na co ja grzecznie mu odpowiedzia³am, a chc¹c nawi¹zaÌ z nim rozmowê zapyta³am o jego docelowe miejsce podró¿y. Zrobi³am to z dr¿¹cym g³osem, ciut niepewnie, wszak by³ to mój pierwszy rozmówca. Ten pokiwa³ ze "zrozumieniem", spogl¹daj¹c naprzemiennie na moj¹ twarz i nogi... Poczu³am sie doœÌ niezrêcznie. Zaczê³am mówiÌ o pogodzie, jednak i to nie sk³oni³o go do nawi¹zania ze mn¹ jakiegokolwiek dialogu, nadal wpatrywa³ sie we mnie i milcza³. Wyjaœni³am, ¿e dopiero poznajê ten jêzyk, oraz poprosi³am o pomoc i wyrozumia³oœÌ je¿eli pope³niam jakieœ b³êdy. Po moich s³owach uniós³ sie nagle z fotela i skierowa³ pytanie do pasa¿erów autobusu, które brzmia³o mniej wiêcej w ten sposób: "Czy ktoœ tu zna dobrze jêzyk w³oski, bo mam tu towarek i nie wiem jak go poderwaÌ?"- zrobi³ to w moim rodzimym jêzyku! Wybuch³am œmiechem, mój wyluzowany towarzysz z ogromnym zdziwieniem spojrza³ na mnie gdy poprosi³am, by usiad³ i nie robi³ niepotrzebnego zamieszania. Tak pozna³am sympatycznego cz³owieka, który równie¿ jecha³ do W³och w celach zarobkowych, jednak nauczy³ siê jedynie mówiÌ: Buon giorno. 
|
|
|
Zapisane
|
|
|
|
Herkules
Aktywny uÂżytkown.
UÂżytkownik
 
Offline
Płeć: 
Wiadomości: 76
|
 |
« Odpowiedz #4 : Maj 10, 2008, 21:27:57 » |
|
@Âżmijko, rozbawiÂłaÂś mnie.  ChociaÂż z drugiej strony, nigdy nie pomyÂślaÂłbym, Âże chcÂąc CiĂŞ poderwaĂŚ naleÂży znaĂŚ wÂłoski.  Pozdrawiam milutko
|
|
|
Zapisane
|
|
|
|
Herkules
Aktywny uÂżytkown.
UÂżytkownik
 
Offline
Płeć: 
Wiadomości: 76
|
 |
« Odpowiedz #5 : Maj 10, 2008, 21:43:53 » |
|
Opowiadanie @Âżmijki skierowaÂło mojÂą pamiĂŞĂŚ na poÂłudnie, to co poniÂżej opisujĂŞ, dziaÂło siĂŞ takÂże nad Adriatykiem, ale po wschodniej jego stronie. TeÂż dziaÂło siĂŞ w autokarze i takÂże byÂłem zaskoczony. Mireille Mathieu Sylwestra 2000/2001 spĂŞdzaÂłem w Chorwackim PoreĂŚu nad Adriatykiem i oprĂłcz tego, Âże byÂł to Sylwester na przeÂłomie Millennium, byÂł to mĂłj ostatni wspĂłlny Sylwester z mojÂą ÂżonÂą, chociaÂż oba te wydarzenia (Millennium i rozstanie) jakÂże maÂło spotykane i rzadkie w Âżyciu kaÂżdego czÂłowieka, sÂą czymÂś wyjÂątkowym i pozostajÂą w pamiĂŞci na zawsze, to zeszÂły gdzieÂś tam w cieĂą innego i chociaÂż bÂłahego, to jednak mimo wszystko, w mojej pamiĂŞci nieco wyraÂźniejszego wydarzenia. OglÂądajÂąc fotki z tamtego Sylwestra, czy to z rodzinÂą, kumplami czy teÂż ze znajomymi, kaÂżdy bez wyjÂątku, zwraca mi uwagĂŞ na osobĂŞ, ktĂłra na tych fotkach jest nie do przeoczenia i kaÂżdy, dosÂłownie kaÂżdy pyta, jak to zaÂłatwiÂłeÂś, Âże balowaÂłeÂś tego millenijnego Sylwestra z Mireille Mathieu? To nie byÂła oryginalna Mireille Mathieu, ale oprĂłcz fizjonomicznej podobizny obie te damy ³¹czyÂło coÂś jeszcze, obie sÂą niezwykle muzykalne. Moja znajoma z fotek uwielbiaÂła graĂŚ na organkach, co moje uszy tylko z trudem i tylko czasami znosiÂły. ZaczĂŞÂło siĂŞ to 28 grudnia, kiedy to w bawarskim WĂťrzburgu dosiadÂło siĂŞ pewne ma³¿eĂąstwo do naszego autokaru, ktĂłry wiĂłzÂł nas do Chorwacji i chociaÂż „piwkowaÂłem„ sobie z kumplem i maÂło zwracaÂłem uwagĂŞ na to co dzieje siĂŞ z przodu i z tyÂłu, to ta podobizna byÂła jednak zbyt uderzajÂąca, aby tego nie zauwaÂżyĂŚ, nasze Âżony siedzÂące za nami juÂż po minucie pytaÂły nas czy widzimy jaka ta babka siedzÂąca przed nami podobna jest do tej sÂłynnej MM. KaÂżdy na to zwrĂłciÂł uwagĂŞ, poza tym ta osoba potrafiÂła wejœÌ do „centrum uwagi” kaÂżdego, kto byÂł obecny, juÂż po kilku minutach jej m¹¿ oÂświadczyÂł maÂło zrozumiaÂłym frankoĂąskim dialektem, Âże jego „Schätzele” (skarbuÂś) przygotowaÂła repertuar na ca³¹ noc i nie pozwoli nam siĂŞ zanudziĂŚ. OtwierajÂąc trzeciego beck'sa maÂło obchodziÂło mnie to co rzĂŞpoli na swoich organkach moja sÂąsiadka z przodu, bo w sumie dobrze mi siĂŞ gadaÂło z kumplem, poza tym dobrze schÂłodzony beck'sio zawsze mi smakowaÂł i tak naprawdĂŞ dopiero wtedy czuÂłem, Âże mam urlop i Âże jutro nikt nie zadzwoni z pracy z nowinkÂą, Âże coÂś siĂŞ staÂło i powinienem siĂŞ tym zaj¹Ì. Sylwester jak juÂż wyÂżej pisaÂłem byÂł wyjÂątkowy, Nowy rok, to byÂło jedno wielkie pijaĂąstwo, ktĂłre Chorwaci nazywajÂą „degustacjÂą Grappy”. Grappa, to chorwacka Âśliwowica, dla mnie jednak jest to bimber, ktĂłry jeszcze 2 dni po „degustacji” rozsadza czachĂŞ. WracajÂąc na kacu- gigancie do domu siedziaÂłem potulnie w autokarze obok Âżony a za sobowtĂłrem MM i marzyÂłem o beck'siku na zÂłagodzenie kaca, beck'sika nie byÂło za to moja sÂąsiadka z przodu wyjmujÂąc organki zapowiedziaÂła na caÂły gÂłos, Âże zagra nam teraz kilka skocznych melodii i jak ktoÂś zechce, to moÂże ÂśpiewaĂŚ. PierwszÂą melodyjkĂŞ przeÂżyÂłem, choĂŚ uszy skrĂŞcaÂło mi w paragraf, druga melodia, to juÂż cierpienia podobne do „niespodziewanej wizyty teÂściowej” ale i to jakoÂś przeÂżyÂłem, poÂłowa autobusu biÂła jej brawo podobnie jak moja Âżona, wiĂŞkszoœÌ jednak po chwili skoĂączyÂła klaskaĂŚ ale moja "exa" jak zwykle chciaÂła jak najdÂłuÂżej, dlatego „zasyczaÂłem” po polsku: SkoĂącz klaskaĂŚ, bo babsztyl pomyÂśli, Âże mi siĂŞ to podoba i bĂŞdzie mi tu rzĂŞpoliĂŚ do samego WĂťrzburga! Na szczĂŞÂście sÂąsiadka z przodu schowaÂła organki i rozmawiaÂła sobie z mĂŞÂżem frankoĂąskim dialektem. Kiedy nasz autokar przejechaÂł juÂż Alpy kierowca zrobiÂł pauzĂŞ w jakimÂś zajeÂździe, wypiliÂśmy z kumplem po piwku, kac mijaÂł, humor powracaÂł i nawet nasza MM stawaÂła siĂŞ w moich oczach sympatyczniejsza od teÂściowej. ZbliÂżaliÂśmy siĂŞ do WĂťrzburga, sÂąsiadka z przodu wyjĂŞÂła ponownie organki i zapowiedziaÂła z maÂło dostrzegalnym frankoĂąskim akcentem, Âże na zakoĂączenie zagra nam ale przede wszystkim kierowcy i kierownikowi imprezy jako podziĂŞkowanie i poÂżegnanie znanÂą melodyjkĂŞ. Nie jestem fanem tzw. „Heimatmelodie” ale ta melodyjka mi siĂŞ jakoÂś podobaÂła i kiedy nasza MM skoĂączyÂła graĂŚ sam jakoÂś spontanicznie zaklaskaÂłem. DojechaliÂśmy do WĂťrzburga, nasz sÂąsiad z przodu ÂżegnaÂł siĂŞ i dziĂŞkowaÂł za wspĂłlnÂą imprezĂŞ w swoim frankoĂąskim dialekcie, jego Âżona (sobowtĂłr MM) krĂłtko po nim powtĂłrzyÂła poÂżegnanie po czym schyliÂła siĂŞ nade mnÂą pytajÂąc bardzo poprawna polszczyznÂą z nieco dziwnym akcentem: I co, chyba nie rzĂŞpoliÂłam zbyt dÂługo? Nie nale¿ê do ludzi, ktĂłrym brakuje s³ów, czasami naprawdĂŞ trudno mnie „zagi¹Ì” w sÂłownych potyczkach, ale wtedy nie mogÂłem wydusiĂŚ z siebie sÂłowa, kilka minut póŸniej, kiedy autobus przejeÂżdÂżaÂł juÂż WĂťrzburg, moja Âżona przemĂłwiÂła, szydzÂąc nieco ze mnie: Tego to siĂŞ na pewno nie spodziewaÂłeÂś? No jasne, Âże siĂŞ nie spodziewaÂłem, daÂła mi pstryczka w nos, ale zawsze mĂłwiÂłem i powtarzaĂŚ bĂŞdĂŞ : Kurcze, jak dobrze znaĂŚ jĂŞzyki. 
|
|
|
Zapisane
|
|
|
|
Herkules
Aktywny uÂżytkown.
UÂżytkownik
 
Offline
Płeć: 
Wiadomości: 76
|
 |
« Odpowiedz #6 : Maj 12, 2008, 19:48:50 » |
|
Dzisiaj jeszcze jedna wpadka jĂŞzykowa, czyli WieÂża Babel.
Schoppen czy Chopin?
Ka¿dy, kto spotka³ siê w swoim ¿yciu z dialektem frankoùskim (fränkisch), wie ¿e z Frankonem nawet Niemcy z innych Landów maj¹ problemy siê porozumiewaÌ. Po pierwsze dlatego, ¿e maj¹ w swym dialekcie s³owa, które nie istniej¹ w jêzyku niemieckim. Po drugie dlatego, ¿e mówi¹ tak niewyraŸnie, ¿e czêsto sami, miêdzy sob¹ siê nie rozumiej¹. Nazwa miasta Schweinfurt wywodzi siê z po³¹czenia s³ów Schwein (œwinia) i Furt (bród, p³ycizna). Jak podaj¹ Ÿród³a historyczne w XI wieku przepêdzano w³aœnie przez p³yciznê na Menie œwinie na rynek dawnej osady i tak powsta³a nazwa miasta Schwienfurt. Z³oœliwcy twierdz¹ jednak, ¿e to k³amstwo. Nazwê tê nadano miastu, bo ludzie tutaj nie mówi¹ lecz chrz¹kaj¹. Jakby na to nie spojrzeÌ, trudno jest zrozumieÌ Frankonów. Kiedy przyby³em do Frankonii, zamieszka³em na obrze¿ach miasta, gdzie s¹siadami byli tylko rodowici Frankoni. Na pocz¹tku rozumia³em ich jak przys³owiowe "pi¹te przez dziesi¹te", ale dosyÌ szybko nawi¹za³em znajomoœci w s¹siedztwie. Dzisiaj z perspektywy czasu, muszê przyznaÌ, ¿e wiêkszoœÌ by³a nam przyjazna i gotowa do pomocy. ByÌ mo¿e dlatego znalaz³em tam kumpli, z którymi do dzisiaj utrzymujê kontakty, chocia¿ mieszkam ju¿ w innym miejscu. Pewnego sobotniego wieczoru, siedzia³em na podwórkowej ³aweczce z s¹siadami popijaj¹c piwko dyskutowaliœmy o Bundeslidze, Samochodach i planach na urlop. W pewnym momencie jeden z s¹siadów zapyta³ mnie, czy idê te¿ jutro rano do pobliskiej restauracji. Rano do restauracji? Zapyta³em. Tak, bo w niedzielê od dziewi¹tej jest "Frßh Schoppen". Zrozumia³em to jako wczesne Szopenalia, nie wiedzia³em jeszcze czy to wczesne (Frßh), dotyczy wczesnej b¹dŸ co b¹dŸ pory dnia, czy te¿ wczesnej twórczoœci Fryderyka. Jako cz³owiek przybywaj¹cy z kraju Fryderyka Chopina nie mog³em odmówiÌ. Poprosi³em ¿onê aby mi wyprasowa³a muszkê i bia³¹ koszulê, wypucowa³em sobie lakierki na glanc i dyskutowaliœmy z ¿on¹ o niespotykanym zami³owaniu do kultury ludzi, którzy na pierwszy "rzut oka", nie sprawiali takiego wra¿enia. D³ugo nie mog³em zasn¹Ì, myœl¹c o szopenaliach. Pomyœla³em sobie, ¿e mo¿e po czêœci muzycznej bêdzie jakaœ dyskusja na temat Chopina i jego muzyki. Zerwa³em siê z ³ó¿ka i przez kilka godzin wertowa³em wszystkie encyklopedie, stara³em siê zapamiêtaÌ jak najwiêcej dat, jak najwiêcej utworów i faktów z ¿ycia kompozytora. Nie mog³em przecie¿ oœmieszyÌ siê s³ab¹ znajomoœci¹ Chopina i jego utworów. Kwadrans przed dziewi¹t¹ ruszy³em na koncert. Wchodz¹c do restauracji rozgl¹da³em siê za wejœciem do bocznej sali, gdzie jak s¹dzi³em odbêd¹ siê szopenalia. By³em trochê zdziwiony widz¹c moich s¹siadów przy d³ugim stole, gdzie siedzieli wraz z innymi jeszcze goœÌmi. Oni te¿ byli zdziwieni widz¹c mnie w muszce i lakierkach. Dosiad³em siê do sto³u i zapyta³em s¹siada, czy to tutaj i kiedy siê zaczyna? Patrza³ na mnie, na moj¹ muszkê i robi³ minê jakby nie rozumia³ mojego pytania. Ja zrozumia³em w sekundê po tym jak kelner podszed³ do sto³u z ogromn¹ tac¹, na której mia³ chyba 15 lampek z winem. Lampka do wina, mówi siê w Polsce. We Frankonii, to po prostu Schoppen. "Frßh Schoppen", to tradycyjne ju¿ niedzielne, poranne "kufelkowanie". Kiedy przypomnia³em sobie, ¿e pó³ nocy wkuwa³em ¿yciorys Chopina, po to by napiÌ siê wina, to ¿y³y na szyi mi siê powiêkszy³y, bo muszka jakoœ dziwnie zaczê³a mnie uwieraÌ. Lakierki te¿ dziwnym zbiegiem okolicznoœci przesta³y byÌ wygodne. W domu przy obiedzie opowiada³em to ¿onie, ponad godzinê siê ze mnie œmia³a. Nie wiem czy to tylko dlatego, ale od tamtej pory nie za³o¿y³em do dnia dzisiejszego muszki ani lakierków i do dzisiaj powtarzam: Kurcze, jak to dobrze znaÌ jêzyki
|
|
|
Zapisane
|
|
|
|
|